Apulia. Ukryte piękno włoskiego południa. Część 1

         Naszą przygodę z Apulią (wł. Puglia) zaczęliśmy na lotnisku we Wrocławiu, skąd w niecałe półtora godziny dolecieliśmy do Brindisi.  Na zwiedzanie Apulii przeznaczyliśmy 4 dni, od 12.00 we wtorek do 22.00 w piątek. 

Apulijski gaj oliwny


        Apulia to jeden z dwudziestu regionów, na które podzielone są Włochy. Znajduje się na obcasie włoskiego buta. Zachwyca swoim pięknem w odcieniach błękitu morza, zieleni gajów oliwnych, bieli wielu apulijskich miasteczek, jak i jasnobrązowej ziemi przypieczonej słońcem. Jest to bodaj najmniej górzysty teren w całych Włoszech, a linia brzegowa, na której znajdują się plaże, w sezonie urlopowym zajmowane głównie przez rodowitych mieszkańców, wynosi, według różnych źródeł, około 865 km. Region ten zamieszkiwany jest przez 4 mln ludzi, a stolicą regionu jest Bari. 

 BRINDISI i LECCE- Dzień 1

Lungomare Regina Margherita
Nadmorska promenada – Brindisi

     Po szybkim dotarciu z lotniska do centrum Brindisi i zakwaterowaniu się w naszym mieszkaniu, ruszyliśmy na podbój miasta. Nasz spacer zaczynaliśmy w godzinach trwającej sjesty – w poczuciu spokoju i radości z  wiosennego słońca. Nasze pierwsze kroki skierowaliśmy na promenadę wokół starego miasta – Lungomare Regina Margherita. Zachwyciła nas ona uporządkowaniem infrastruktury i błękitem Adriatyku. Wrażenie robiły również wielkie promy po drugiej stronie promenady, skąd można  popłynąć do krajów po przeciwległej stronie  Adriatyku. Stare Miasto jest położone wyżej niż sama linia brzegowa i promenada, co rozwiązane jest za pośrednictwem licznych schodów i ramp. Schodami, które szczególnie nas zachwyciły były Scalinata Colonne Romane,

Scalinata Colonne Romane

zwieńczone rzymską kolumną i fotogenicznym napisem PACE.          Kierując się w głąb starówki dotarliśmy na Piazza Duomo z katedrą Nawiedzenia NMP i św. Jana Chrzciciela. Tuż obok znajduję się niepozorne (i darmowe) Muzeum Archeologiczne „Francesso Ribezzo”. Dlaczego niepozorne? Dlatego, że wchodząc do niego nie spodziewaliśmy się ujrzeć imponującej kolekcji cennych eksponatów archeologicznych, zgrupowanych w ciekawe ekspozycje, w tym w ekspozycję poświęconą podwodnym wykopaliskom archeologicznym. Po wyjściu z muzeum, przecinając Piazza Duomo i kierując się w kolejne wąskie uliczki, dotarliśmy pod kościół San Giovanni al Sepolcro – kolejną perełkę na naszej trasie i podobno najcenniejszy obiekt w Brindisi skrywający w swoim wnętrzu częściowo zachowane freski z XIII i XIV wieku. Chcąc jak najefektywniej spędzić czas, wpadliśmy na pomysł udania się pociągiem do położonego na południe od Brindisi – Lecce. Jadąc pociągiem TrenItalia (odpowiednikiem polskich kolei regionalnych) w niecałe 30 minut dotarliśmy do Lecce. 

Ważna informacja dla podróżujących pociągami we Włoszech jest taka, że zakupione bilety należy skasować w kasownikach znajdujących się na peronach. Inaczej można zostać potraktowanym jako pasażer bez ważnego biletu.
Uliczka – Lecce

Kierując się prostą drogą z dworca kolejowego do centrum Lecce dotarliśmy do Piazza di Sant’Oronzo, gdzie na pierwszy plan wysuwa się amfiteatr rzymski – jako efekt wykopalisk archeologicznych – odkryty w początkach XX wieku, a pochodzący prawdopodobnie z czasów cesarza Augusta. Tuż obok amfiteatru po jego prawej stronie znajduje się kolumna z figurą św. Orontiusa. Na rogu placu znajduje się godny polecenia Piadina Salentina – oferujący  wegetariańskie i wegańskie piadiny na ciepło – dla mnie weganina – idealna opcja na lunch w przystępnych cenach. Dosłownie obok znajduje się kościół św. Marka z przepięknie rzeźbionym portalem wejściowym. Dalej pobłądziliśmy po uliczkach starówki Lecce, by natrafić na najbardziej okazałą bazylikę Świętego Krzyża jako przejaw kunsztu barokowego manieryzmu. Warto trochę czasu poświęcić na wspomniane już błądzenie po uliczkach starówki uwieczniając je na zdjęciach, ale także chłonąć je wszystkimi zmysłami. Ponownie wsiadając w pociąg w niecałe półgodziny wróciliśmy do Brindisi.

Amfiteatr rzymski – Lecce











BARI, ALBEROBELLO, LOCOROTONDO ORAZ MARTINA FRANCA – Dzień 2

W drugi dzień z samego rana udaliśmy się do wypożyczalni
samochodów znajdującej się przy lotnisku, aby odebrać wcześniej zarezerwowany
samochód i po dopełnieniu formalności ruszyć w trasę. Po ponad godzinie jazdy
autostradą na północ dojechaliśmy do Bari – stolicy regionu – gdzie bez
problemu znaleźliśmy miejsce postojowe przy historycznym centrum miasta. Obawialiśmy
się tłumów turystów, jednak na naszą korzyść działała pora roku, w której
wybraliśmy się do tego regionu –

Pomnik św. Mikołaja

koniec marca nie przekonuje europejskich
turystów do podróżowania 
w te strony. Bari zachwyciło nas spokojnym tempem życia i
funkcjonowania jego rodowitych mieszkańców.
Wielokrotnie przechadzając się wśród licznych uliczek, natrafialiśmy na rozmowy
sąsiadów, przygotowywanie posiłków i wykonywanie codziennych prac. Ludzie,
których mijaliśmy, zawsze obdarzali nas serdecznym uśmiechem.
 Będąc już w centrum historycznym, nasze
pierwsze kroki 
skierowaliśmy do Bazyliki św. Mikołaja, który jest patronem tego
miasta, a w krypcie tejże bazyliki przechowywane są jego relikwie. Miejsce to
jest również ważnym punktem, obowiązkowym dla Polaków odwiedzających miasto, z
tego względu, że w jego centralnej części ponad ołtarzem wznosi się okazały
pomnik nagrobny królowej Bony, ufundowany przez jej córkę Annę Jagiellonkę.
Manierystyczny styl pomnika,

Nagrobek królowej Bony

doskonale wkomponowuje się w chłodny romański styl
świątyni. Tak jak już wspomniałem, w krypcie znajduje się
ciało i relikwie
św. Mikołaja z Miri
(tak, tak, tego przynoszącego dzieciom podarki w okresie świątecznym – a w ogóle nie przypominającego tego dziadka
z siwą brodą, ubranego
w czerwony płaszcz i czapkę z dyndającym pomponem). Po
obejściu całej świątyni, udaliśmy się do kolejnego skarlanego obiektu, a zarazem
najbardziej okazałej świątyni w mieście – Katedry św. Sabiny (która z kolei
była pierwszą patronką tego miasta) z okazałą dzwonnicą górującą nad Starym
Miastem. Miejsce to szczególne jest pod względem architektonicznym – jako regionalna
odmiana stylu romańskiego. Na uwagę zasługuje również ciekawe zjawisko związane
z rozetą i posadzką tejże świątyni. Podobno
w czasie przesilenia letniego – czyli 21 czerwca – o godzinie 17.10, padające
przez rozetę światło słoneczne, wpasowuje się idealnie we wzór na posadzce. Nie widzieliśmy
tego zjawiska, jednak już samo zwiedzanie świątyni wewnątrz dostarcza wielu
wrażeń. Warto również zwiedzić podziemie katedry, z tego względu, że znajdują
się tam świetnie zachowane fragmenty fundamentów wcześniejszych obiektów istniejących w tym
miejscu, jak również 

Rozeta i wzór na posadzce 

wspaniale zachowane mozaiki podłogowe. Po wyjściu z
kościoła, od razu po jego lewej stronie przy końcu Piazza dell’Odegitria
znajduje się mały kościół San Giacomo, niepozorny z zewnętrz, skrywający w
sobie barokowe wnętrze.
Dalej kierowani lekkim głodem udaliśmy się do „nowej” części
Bari, mijając i podziwiając z zewnątrz Castello Normanno-Svevo – czyli zamek
normańsko-szwabski. Udaliśmy się do Flower Burger, nazwa z pewnością nie
włoska, ale przyjemne miejsce do tego, aby zjeść lekki lunch (całkowicie
wegański – uwaga – porcje są dość małe). Jak to z nami bywa, podczas jedzenia zastanawialiśmy się co z dalszą
częścią dnia. Według wcześniej ustalonego planu, chcieliśmy wybrać się do Ostuni,
jednak stwierdziliśmy, że wolimy odbić trochę w centralną część regionu i pojechać
najpierw do Alberobello. Wracając do samochodu ponownie weszliśmy w uliczki
Starego Miasta i trafiliśmy na bardzo zaskakującą Antica Pasticceria Portoghese.
Całym sercem ją polecam: piękne miejsce, tradycyjnie włoskie i uwaga – również z
opcjami wegańskimi. Ta pasticceria jest przykładem rodzinnej działalności
prowadzonej z zaangażowaniem.


Wyjeżdżając z Bari zatrzymaliśmy się jeszcze nad morzem, aby
morska bryza nas trochę orzeźwiła. Jazda samochodem do Alberobello mijała nam
spokojnie wśród scenerii apulijskiej prowincji – gajów oliwnych i innych upraw.
Dojeżdżając do miasta, samochód zostawiliśmy na ogólnodostępnym dużym i bezpłatnym
parkingu, z którego udaliśmy się, wspinając się pod górę do centrum. Miejscowość ta przez niektórych nazywana jest sercem Doliny
Itrii. To co wyróżnia to miejsce, to cała rzesza skupionych blisko siebie trulli jest ich tu blisko 1,5 tysiąca. Co to jest trullo? To niski, jednopoziomowy
budynek zbudowany z kamienia wapiennego na planie koła lub kwadratu, z jednym
oknem (choć nie zawsze) i jednymi drzwiami, a jego dach zbudowany jest z
kamienia, który układany jest w formę stożka. Ten dach zwieńczony jest
zazwyczaj krzyżem, kielichem z kulą, ale występują także inne formy. Na dachach, namalowane białą farbą, znajdziemy różne symbole.

Trulli

Kościół św. Kosmy i Damiana

Najpierw podziwialiśmy osadę trulli z tarasu widokowego, aby
później wejść i pobłądzić trochę w labiryncie uliczek. Co jakiś czas zapraszani
byliśmy do wejścia do trulli (z których większość pełni rolę sklepów z
pamiątkami, kawiarni, restauracji itp.), aby móc wejść na ich dach, po to aby
podziwiać wioskę z innej perspektywy. Podobno w sezonie letnim Alberobello
zalewane jest przez rzeszę turystów, co utrudnia cieszenie się pięknem tego
wyjątkowego miasteczka. Po wyjściu z dzielnicy domków trulli, udaliśmy się do
centrum miasta,  aby podziwiać neoklasycystyczny kościół św. Kosmy i Damiana. Wychodząc
z kościoła, weszliśmy w uliczki miasta, w których występują pojedyncze lub
skupione w gospodarstwa trulli. Wracając do samochodu, nie mogliśmy
oprzeć się możliwości wejścia na lokalny cmentarz, który zachwycił nas swoim uporządkowaniem
i monumentalnością.

Wyjeżdzając z Alberobello i kierując się w kierunku
Locorotondo, co jakiś czas mijaliśmy pojedyncze stożkowe kształty, które
rozsiane są po całej okolicy. Zbliżając
się do miasta oddalonego około 8 km na wschód od Alberobello, ze wzgórza na
pierwszym planie wyłoniła się okazała dzwonnica i kopuła kościoła
zlokalizowanego w samym centrum. Tradycyjnie pozostawiając samochód na ogólnodostępnym
parkingu, udaliśmy się w górę. Tam przede wszystkim weszliśmy do parku Belvedere
di Locorotondo
, który jest wspaniałym tarasem widokowym na całą okolicę. W tym

Widok z Belvedere di Locorotondo

miejscu trochę etymologii. Nazwa miasta oznacza tyle, co „okrągłe miejsce”, w
języku włoskim: loco – miejsce, a rotondo – okrągłe. A wszystko dlatego, że
cała starówka położona jest na planie koła. 
Nic dziwnego, że miasto znalazło się na liście
najpiękniejszych małych miasteczek Włoch ­­– Borghi più belli d’Italia. Spacerując po
uliczkach Locorotondo, odpoczywa się, miasto jest czyste, białe fasady domów z
kolorowymi akcentami zachęcają do uwieczniania ich na fotografiach. Dla nas to
miasto numer 1 całej apulijskiej podróży.
Samo chodzenie po staromiejskim
centrum przynosiło ukojenie i wprawiało w stan głębokiego spokoju – aż chciałoby
się tam zamieszkać. Jakby czas nie istniał, a wszystkie inne rzeczy przestały
mieć znaczenie. Podczas chodzenia, przez przypadek natrafiliśmy na kościół św. Jerzego Męczennika. Z powodu zwartej zabudowy starówki, trudno
podziwiać piękno całej fasady i okazałość tej budowli.        Z wielką przyjemnością rozkoszowaliśmy
się un caffè, by potem z żalem opuścić to miejsce, udając się do oddalonego o około 6 km
Martina Franca.

Uliczki Locorotondo
Dotarłszy do Martina Franca od razu poczuliśmy, że jest to miejsce poza głównymi szlakami turystycznymi. Podobnie jak poprzednia miejscowość, to miasteczko może pochwalić się przepiękną

Bazylika św. Marka


zabudową starówki. To, co ją wyróżnia, to barokowy styl obiektów sakralnych, które ukryte są w gąszczy uliczek. Panuje tam bardzo przyjazna, niezmącona nachalną turystycznością, atmosfera. Warta odwiedzenia jest Bazylika św. Marka, przy której znajduje się wieża zegarowa — Torre dell’Orologio.  Niestety w tym mieście spędziliśmy niecałe półtorej godziny, ponieważ nie zauważyliśmy, że od początku zwiedzania tego dnia minęło już 12 godzin!   Podróż do Brindisi, czyli miejsca naszego noclegu, pokonywaliśmy już po zmierzchu, co również miało swój urok. Zgodnie z włoskim obyczajem, na kolację dotarliśmy więc dobrze po 21, zajadając się makaronem z sosem przygotowanym z lokalnych pomidorów. Tak zakończyliśmy nasz drugi dzień w Apulii. Cdn. 


    

18 odpowiedzi na „Apulia. Ukryte piękno włoskiego południa. Część 1”

  1. Bardzo ciekawy opis i zdjęcia. Chciałoby się tam być! Czekamy na ciąg dalszy 🙂

    Polubienie

  2. Świetny i rzetelny opis niczym swoisty przewodnik po Wloszech

    Polubienie

  3. Wooooooooow zabrałeś mnie na super podróż po Włoszech, dowiedziałam się bardzo dużo, uliczki locorotondo robią na mnie ogromne wrażenie, aż chciało by się tam być! Nie mogę się doczekać kolejnej części i podróży!

    Polubienie

  4. Bardzo szczegółowy i ciekawy opis oraz wiele cennych informacji które pomogą nam gdy będziemy wybierać się do Włoch.🤗

    Polubienie

  5. Super wpis 🙂 planując podróż do Włoch na pewno będę zaglądać po inspirację i ciekawostki 🙂 czekam na kolejne wpisy!

    Polubienie

  6. Muszę przyznać, ze opis jest mega ciekawy i bardzo praktyczny. Koniecznie do wydrukowania! We Włoszech byłam z 15 lat temu, a teraz mam ochotę pojechać do Apulii w najbliższym czasie! Z tym najbardziej kojarzą mi się Włochy – urokliwe uliczki, przepięknie zabudowane starówki, zielone gaje oliwne czy boskie śniadania w klimatycznych cafe-barach, brzdęki filiżanek, odlotowe słodkości i poranne ciao, które robi całą robotę ❤ Można umrzeć ze szczęścia 😉

    Polubienie

  7. Dużo ciekawych informacji bardzo ładne zdjęcia jestem pod wrażeniem. Bardzo dziękuję za cały artykuł profesjonalne zrobiony lepszy niż niejeden przewodnik na pewno skorzystam z twoich porad i wiedzy.

    Polubienie

  8. Przepiękne zdjęcia i bardzo profesjonalny opis 🙂 Czytając bloga chociaż przez chwilę czułam się tak, jakbym spacerowała z Tobą urokliwymi uliczkami Włoch ☺️

    Polubienie

  9. Nigdy nie widziałam takiego pięknego i przejrzystego bloga !!Ten blog jest jak przewodnik po Włoszech !!

    Polubienie

  10. Ciekawy opis…warty przeanalizowania aby wybrać się do Apulli

    Polubienie

  11. Cześć , czy mieszkacie na stałe we Włoszech, że możecie tak podróżować? Ja mieszkałam na południu Włoch przez 10 lat a dokładnie w Grottalie, tam jest wiele sklepów i warsztatów ceramicznych i co najmniej 4 graviny. Znam najbardziej Apulię i Bazylikatę , chociaż też podróżowałam po innych regionach. Bardzo fajny blog, będę tu zaglądać.

    Polubienie

  12. Witaj:-) Nie mieszkamy we Włoszech, praca zawodowa nam na to nie pozwala. Jednak staramy się tak organizować nasze pracę,że każdą wolną chwilę spędzamy we Włoszech.Dziękuję za komentarz i chcecie zaglądania tutaj:-)

    Polubienie

  13. […] Apulia. Ukryte piękno włoskiego południa. Część 1 […]

    Polubienie

  14. super się czyta, aż chce się wrócić w to cudowne miejsce

    Polubienie

  15. […] Polignano a Mare czy Monopoli (które są przepiękne! o czym mogliście przeczytać we wpisie Apulia. Ukryte piękno włoskiego południa. Część 1), warto udać się na północ. To właśnie na wybrzeżu na północ od Bari natkniemy się na […]

    Polubienie

  16. […] Trani – kolejna apulijska perła4. Massafra – dwa wąwozy, jedno miasto5. Apulia. Ukryte piękno włoskiego południa. Część 16. Apulia. Ukryte piękno włoskiego południa. Część 27. Apulia. Ukryte piękno włoskiego […]

    Polubienie

  17. […] do czytania innych wpisów dotyczących Apulii:1. Apulia. Ukryte piękno włoskiego południa. Część 12. Apulia. Ukryte piękno włoskiego południa. Część 23. Apulia. Ukryte piękno włoskiego […]

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Jovis Natio czyli Giovinazzo – Moja włoska l'avventura Anuluj pisanie odpowiedzi